Winę trzeba udowodnić! Wydaje się być to dosyć oczywiste. Każdy student prawa wie co oznaczają zasady domniemania niewinności oraz in dubio pro reo, tj. rozstrzygania niedających się usunąć wątpliwości na korzyść oskarżonego.

Powstaje jednak pytanie jak rozumieć to stwierdzenie w praktyce, szczególnie w sytuacjach, gdy w określonym stanie faktycznym, w którym pewne są opisane w zarzucie skutki, np. śmierć pokrzywdzonego, sąd musi odpowiedzieć na pytanie: „jak nie oskarżony, to kto?”.

Odpowiedzi na tak postawione pytanie postaram się udzielić w oparciu o przebieg i wynik rzeczywistego postępowania, w którym pełniłem funkcję obrońcy osoby oskarżonej o zabójstwo. Sprawa ta toczy się przed sądami różnych instancji do kliku lat i była opisywana w prasie.

Nie wchodząc w szczegóły sprawy, stan faktyczny przyjęty przez prokuraturę sprowadzał się do tego, że w pokoju mieszkania znajdującego się budynku wielorodzinnym pomiędzy ojcem i synem doszło do awantury.  Następnie jedna z dwóch osób znajdujących się w pokoju, tj. syn, znalazł się poza budynkiem, a ściślej leżał on na trawniku pod oknem pokoju, w którym przebywał wraz z ojcem. W następstwie obrażeń spowodowanych upadkiem z wysokości syn zmarł.

Zarzut postawiony ojcu pokrzywdzonego (oskarżonemu), sprowadzał się do tego, że miał on spowodować wypchnięcie syna z okna mieszkania, a w konsekwencji jego upadek z wysokości i zgon. Zaznaczyć przy tym należy, że prokurator nie dysponował dowodem świadczącym bezpośrednio i jednoznacznie o tym, że do takiego wypchnięcia rzeczywiście doszło. Proces miał charakter poszlakowy.

Postawienie w stan oskarżenia ojca pokrzywdzonego stanowiło prostą realizację założenia: „jak nie oskarżony, to kto?”.

O ile na etapie formułowania zarzutu aktu oskarżenia koncepcję tę można było w jakoś sposób bronić – przecież nikt inny poza oskarżonym nie mógł wypchnąć pokrzywdzonego przez okno – o tyle w postępowaniu przed sądem oparcie wyroku na stwierdzeniu „jak nie oskarżony, to kto?”, powinno być i zostało uznane za niewystarczające. Dlatego też sąd wydał wyrok uniewinniający.

Orzeczenie to stanowiło klasyczny przypadek zastosowania zasady, że winy nie można domniemywać, ale trzeba ją udowodnić, że wina nie może być prawdopodobna, ale musi być pewna.

Nie wchodząc w szczegóły postępowania dowodowego, kluczowe dla rozstrzygnięcia okazało się to, że niemożliwe było ustalenie miejsca upadku pokrzywdzonego, a w konsekwencji, że niemożliwe było ustalenie pozycji pokrzywdzonego i miejsca, w którym znajdował się on w momencie rozpoczęcia ruchu, który spowodował jego przemieszczenie poza okno i obręb budynku.

Dane te były istotne dla ustalenia tego, czy pokrzywdzony został wypchnięty, czy też wypadł przez okno na skutek przypadku, ewentualnie swojego własnego świadomego działania. Każdy z tych trzech mechanizmów upadku był możliwy.

Dla przypisania oskarżonemu sprawstwa w zakresie zabójstwa konieczne było wykazanie, że tylko jeden z tych mechanizmów mógł zaistnieć, tj. że z całą pewnością było to wypchnięcie, a pozostałe dwa, nie są żadnym stopniu prawdopodobne. Tego jednak nie wykluczono.

W sprawie zagadkowa była również postawa pokrzywdzonego, który do czasu zatrzymania akcji serca, zachował świadomość i kontakt słowny z otoczeniem – personelem medycznym.

Przez cały ten czas, będąc wielokrotnie pytany o mechanizm upadku, nie wskazywał on ojca jako jego sprawcy. Było to o tyle zaskakujące, że niedługo przed upadkiem pomiędzy ojcem i synem wywiązała się kłótnia. W tej sytuacji należałoby raczej oczekiwać, że pokrzywdzony bezpośrednio po upadku, mając urazę do ojca, powinien wskazać oskarżonego jako tego, który „wyrzucił go przez okno”. Tak jednak nie było.

Linia obrony oparta na koncepcji, że winę trzeba udowodnić, okazała się w tym przypadku skuteczna.

W toku postępowania dowodowego wykazano, że mechanizmu upadku nie da się jednoznacznie ustalić oraz, że zachowanie pokrzywdzonego poddawało w wątpliwość tezę, że jego upadek z okna był wynikiem działania oskarżonego.

Wynik tego postępowania wskazuje na to, że w procesie karnym, w którym pewny jest tylko opisany w zarzucie skutek, wyrok nie może być oparty na założeniu: „jak nie oskarżony, to kto?”. W tym przypadku rozstrzygnięcie powinno zostać i zostało oparte na zupełnie innym założeniu, tj.: czy oskarżony odpowiada za skutek? Na tak postawione pytanie sąd nie znalazł twierdzącej odpowiedzi i wydał wyrok uniewinniający.

Jakie są wnioski płynące z wydanego przez sąd wyroku. Otóż, jeżeli postępowanie dowodowe wskazuje, że nie można jednoznacznie powiązać zachowania oskarżonego ze skutkiem stanowiącym znamię przestępstwa, to dla wyniku sprawy prowadzonej przeciwko określonej osobie, bez znaczenia powinno być to, że skutek ten nastąpił. Pamiętać bowiem należy, iż przedmiotem osądu nie jest to, że skutek nastąpił, ale to, czy oskarżony spowodował nastąpienie tego skutku. Od odpowiedzi na to pytanie zależy ostateczny wynik sprawy.